Rano wyjechaliśmy z Caracas abtobusem w całodzienną podróż do Ciudad Bolivar. Na obskórnym dowrcu autobusowym w Caracas piliśmy jak dotąd najlepszą kawę w życiu!
W Ciudad Bolivar mieliśmy zwiedzić kolonialną starówkę, położąną nad rzeką Orinoco. Ale jakoś tam nie dotarliśmy... nieznajomość hiszpańskiego dała się we znaki ponownie (po raz pierwszy w Caracas, gdzie w restauracji udawałam kurczaka, ku ogromnej radości miejscowych). Mieszkańcy Ciudad Bolivar nie byli w stanie na migi wyjasnić nam, jak na tę starówkę dotrzeć. A może my nie byliśmy w stanie ich zrozumieć ... może migali nam po hiszpańsku ;-) W każdym razie skorzystaliśmy z usług taksówkarza. Tak nam się wydawało, bo finalnie wyszło na to, że to taksówkarz skorzystał z naszych bolivarów. Po 15 minutach krążenia po mieście odwióz nas pod ... nasz holtel. Ale wieczór i tak był baaardzzzooo udany ;-)